Gończy polski... nowe życie
Zalatani, zabiegani, tak upływał dzień po dniu. Całymi latami.
Moje i synów marzenie posiadania psa wisiało cały
czas gdzieś nad nami... Wysoko, nieuchwytne. Czas mijał, synowie dorośli, a my z mężem coraz częściej zostawaliśmy sami,
robiło się cicho i... po prostu smutno. I nagle "głowa rodziny", która przez te wszystkie lata nie wyrażała zgody na
spełnienie naszego marzenia (twierdząc, ze mieszkając w bloku, nie mamy warunków na posiadanie psa), najzwyczajniej
w świecie dostała... olśnienia! KUPCIE SOBIE PSA - padło któregoś wieczora. Cała nasza trójka mało nie dostała z
wrażenia zawału! Obawiając się, że to tylko chwilowa zachcianka mężczyzny w okresie menopauzy, musieliśmy działać błyskawicznie!
W tym celu natychmiast popędziliśmy do jedynej bliskiej nam osoby swobodnie poruszającej się w świecie kynologii,
mojej bratowej. Po wysłuchaniu naszej wizji, jak powinien wyglądać NASZ PIES i czego od niego oczekujemy
(a więc: średnia wielkość, krótki włos, długi piękny ogon, wzbudzający zachwyt wygląd pyska niezależnie od wieku,
mądre oczy, inteligencja, żywotność, ruchliwość, duży temperament, koniecznie niekłopotliwy w mieszkaniu i
niewymagających żadnej (!) dodatkowej pielęgnacji upiększającej, a przy tym wszystkim wierny oddany przyjaciel,
obrońca i stróż), od razu zastrzegła, że - znając nasz stosunek do życia i wszystkiego, co jego dotyczy -
w grę wchodzą tylko dwie polskie rasy: gończy polski i ogar polski. Z tym, że ona już zamówiła dla siebie szczeniaka
ogara polskiego. A ponieważ nie chcieliśmy, aby w najbliższej rodzinie były dwa psy takiej samej rasy, nam pozostał
gończy polski. Bratowa lojalnie uprzedziła nas, że rasa nie jest zarejestrowana w FCI i nie sądzi, aby nastąpiło
to szybko. Ale kto by się przejmował jakąś urzędniczą formalnością. GOŃCZY POLSKI i kropka! Niestety, pojawił się
mały problem. W jej bogatym kynologicznym księgozbiorze encyklopedycznym nigdzie nie było jego zdjęcia! Po drobiazgowych
zapisach i uwagach, które nam przekazała, wróciliśmy do domu niepocieszeni! Jednak już nad ranem w internecie znaleźliśmy
niepozorne zdjęcie. Tak, to było to, o czym marzyliśmy przez te wszystkie lata!
W ciągu trzech dni, od chwili doznania olśnienia przez głowę naszej rodziny, wybraliśmy rasę, hodowlę,
wpłaciliśmy symboliczną zaliczkę, a czas oczekiwania na pojawienie się w naszym domu nowego i pełnoprawnego
członka rodziny wypełnialiśmy niekończącymi się dyskusjami, głosowaniami nad jego imieniem. JEGO, bo to ja zadecydowałam,
że będzie to kolejny, czwarty facet w naszym domu - nie zniosłabym konkurencji w domowym zaciszu! Tak też się stało.
Ja jedna, ich czterech i każdy z nich, mimo upływu już wielu lat, ciągle zabiega o moje względy! Czy w takich warunkach
jakakolwiek kobieta może narzekać?
A życie... Nasze domowe życie z chwilą pojawienia się "naszego marzenia" wywróciło się do góry nogami... na lepsze!!!
Mąż, mając świadomość, że to jego decyzja sprawiła, że wszyscy jesteśmy bardziej szczęśliwi, nie ukrywa swojej dumy
z faktu posiadania psa rasy polskiej. Mniej czasu spędza przed telewizorem (zmorą i konkurencją dla każdej żony), bo... "
nasze biegające marzenie" potrafi - sobie tylko znanymi sposobami - zmobilizować go do aktywniejszego trybu życia,
co wychodzi mu tylko na zdrowie, a o czym przypomina sobie będąc chwalony za swoją piękna sportową sylwetkę! Synowie,
choć dorośli i usamodzielnieni, o każdej porze dnia i nocy mają chętnego i niezmordowanego kumpla do wszelkich zabaw,
wypadów, wycieczek, wyjazdów. Nasz krąg znajomych i przyjaciół powiększył się o grono wielu cudownych ludzi (właścicieli/hodowców),
mieszkających w całym kraju. A ja... przestałam spędzać weekendy ze ścierką w ręku w domu, nie bardzo wiedząc, od czego zacząć.
Stałam się bardziej spokojna, pogodna, uśmiechnięta. Mając u boku gończego polskiego, czuję się pewnie i bezpiecznie.
Nie przywiązuję już wagi do drobiazgów, które często każdemu potrafią uprzykrzyć życie... Bo jak spojrzę w te piękne,
spokojne, pogodne i ciemne oczy "naszego marzenia - gończego polskiego"... chce mi się żyć!!!
Listopad 2002